Dziś miałem okazję odwiedzić 23 chorych parafian.. Posługa przyznam trudna, bo i śnieg nieco pruszył, chodniki śliskie, mróz smagał po twarzy. Cztery godziny w sumie. Choć to wszystko jako człowiekowi łatwiej znieść… Trudniej chyba gorzkie słowa cierpiącego człowieka, zwątpienie czy niekiedy u chorego po udarze – małą świadomość tego co się wokół dzieje. Ale idziemy…
Odwiedziłem ponad 100 letnią kobietę. Jeszcze 2 lata temu jak pamiętam normalnie ze mną rozmawiała (!), dziś nieco trudniej ze względu na powikłania po udarowe… Inna osoba…”zaschnięta” staruszka niczym z oświęcimskich obozów…inna osoba….eh – duzo by można pisać o ich chorobach. Ale to tylko ciało… dusza wciaż żywa, oczekująca przyjścia kapłana i Eucharystycznego Chrystusa wraz z nim. Chwila, aby porozmawiać o Bogu, wyspowiadać się, pochwalić się ile to różańców dziennie idzie, ile godzin przy radiodbiorniku z Radiem Maryja…
Przyszła mi do głowy taka refleksja – kto by się w tej Polsce modlił, gdyby nie było tych schorowanych babć i dziadków… Albo raczej ich wiary, że w chwili cierpienia mają się do KOGO ucieć…