Można by pomyśleć – przyjście dzisiaj do Kościoła w niedzielę jest niewątpliwie świadectwem wiary – tak jak i to było wcześniej. Jeśli dziś Kościół jest prześladowany to pytanie pozostaje przez kogo? Bo raczej wrogiem nie jest koronawirus i wobec niego nie trzeba składać świadectwa wiary, bo jako rzecz półmartwa nie prześladuje nas. Problem jest w naszej głowie i w postawie. A są one skrajnie różne – do Kościoła nie, ale Biedra, a owszem.
Nie wiem czy mają sens porównania do czasów minionych i innych epidemii, które toczyły cywilizację. Dotykając także cywilizacji chrześcijańskiej. Ludzie nie mieli wtedy leków, szczepionek, szpitali w dzisiejszym rozumieniu, epidemiologii, globalnych ekspertów itp. Dla nich Bóg był rzeczywiście OSTATNIĄ deską ratunku. I czy nie o to chodziło Bogu? By NIĄ był? Oczywiście, ze tak! Wiara dawnych ludzi była głęboka, szczera, pełna BEZGRANICZNEGO zaufania Bogu. Może nawet bardziej chcąca ugiąć kolna przed misterium i tremendum. Mam przekonanie, że szczególnie ludzie żyjący na wsi, blisko natury, skromnie, mieli głębszą relację z Bogiem. Obserwowali jak zmienia się świat. Każdego dnia dostrzegali harmonię przyrody ze Stwórcą. Wychodząc na pole błogosławili to miejsce, uświęcając swą pracę.
Dziś, mam wrażenie, że wiara oparta jest niejednokrotnie o myślenie magiczne (ktoś ostatnio powiedział mi, że na komunikancie nie może osiąść koronawirus, bo Sam Jezus będzie tak chciał). Praktyki religijne w których nie ma wiary, ale jest obecny zabobon, ochrzczony, omodlony, ale wciąż zabobon. Oczywiście nie generalizuję. Znam przecież wielu szczerze pobożnych i żywo wierzących, zatroskanych całą tą sytuacją, ale posłusznych Kościołowi i Pasterzom. To są szczególnie Ci, którzy wierzą, że potrzebne jest wiadro wiary, a wystarczy kropla wody święconej czy egzorcyzmowanego oleju, którym smarują dziś odrzwia i okna. Czynią to, ze świętego strachu przed koronawirusem.
Ilu zwolenników tzw. Kościoła otwartego (który dziś jest nieco…zamknięty) siedzi dziś z Różańcem w ręku tak jak Abp Gądecki? Ile osób zegnie dziś dłonie swoich dzieci i wnuków do modlitwy? Ilu odkryje, że ma w liście kanałów Telewizję TRWAM i pomodli się o 21:00 Apelem Jasnogórskim? JAK BĘDZIE wyglądał ów Kościół Domowy? Może właśnie tego chce od nas Bóg? By zacząć odbudowywać wspólnotę małych wspólnot…. Bo może się okazać, że dzisiejszy widok Mszy niedzielnych może być „realem” za 10-20 lat. I nie będą potrzebne kościoły co 5 km. A kapłan będzie jeden na całe miasto.
Za bardzo przywiązaliśmy się do miejsc, rytuałów, pełnych Kościołów czy obfitej tacy. A może… ten czas jest nam dany, byśmy zatęsknili za Mszą św. i Komunią… Za wielkopostnymi rekolekcjami z tłumem wiernych stojących do spowiedzi czy za nocą konfesjonałów, jako „duchowe spa” last minute. Oby nie przeszło to w przyzwyczajenie.
Trudno – wielu umrze. Oby przy nich, w godzinie śmierci, znalazł się odważny kapłan (ja będę służyć!). Może wtedy – na wieść o realnym zagrożeniu śmiercią – w ludzkich sercach Bóg wzbudzi wiarę żywą!
I zrozumiemy sens istnienia Tabernakulów – miejsca na Komunię dla chorych – wszak także po to one są…
I na koniec polecam Ks. Wojciecha Węgrzyniaka:
https://youtu.be/rWFeV9BIU-8