Zdarzyło mi się już być na seansie, kiedy na sali byłem jedynym widzem. Natomiast sytuacja, gdy film jest przerywany w kulminacyjnym momencie akcji to sytuacja niespotykana. Stało się tak, bo ktoś uznał, że brak napisów to wystarczający powód by tupnąć nogą i powiedzieć swoje „non possumus”.
O filmie Todd’a Phillips’a napisano już całkiem sporo. Jest to obraz w którym jak w soczewce skupiły się problemy m.in. rozwarstwienia społecznego, szczególnie widoczne w bogatych krajach. Tam, gdzie między możnymi tego świata, obracającymi milionami na Wall Street, a resztą istnieje mur, krata i przepaść. Ci pierwsi dobrze się bawią, podglądając świat ludzi, którym się nie udało. Ci drudzy łapczywie szukają swojej szansy. Jedni i drudzy wydają się nie cofność przed niczym.
Film w warstwie scenariusza, montażu, prowadzenia kamery, światła, dzwięku powinien zebrać wiele nagród. Nie ma też w nim, a przynajmniej ja nie dostrzegłem, lewicowej propagandy. Widz podąża za głównym bohaterem, za jego szaleństwem, które prowadzi do zbrodni. A ona…nie jest usprawiedliwiana. Konsekwentnie wpisuje się w upadek tytułowego Jokera – Artura, którego mistrzowsko gra Joaquin Phoenix. Postać tragiczna. Krzywdzony od dzieciństwa, ofiara systemu i bezwzględnych ludzi. Bez szans. Marzący o tym by pojawić się w tv.
Wrócę do tego co napisałem na początku…
Nie, to nie było śmieszne. W chwili, gdy bohater odgrywał swoją rolę życia. Gdy pyta, czemu owi krezusi uznali pewne rzeczy za zabawne a inne za niedopuszczalne, nie trzymające się norm i poczucia estetyki… Obsługa informuje z poczuciem bezradności, że…film włączy od momentu, gdy znikły napisy! Szczerze – nie przeżyłem większego „face palmu”. Przez ponad 5 minut, pewnie ze względu na tak intensywną akcję, widzowie na sali nie wydali się być zainteresowani napisami. Dialogi były zrozumiałe, angielski na poziomie dawnego gimnazjum. A już na pewno matury na poziomie podstawowym, którą – patrząc po wieku siedzących – zdała większość.
Ta sytuacja to doskonały komentarz do tego, co działo się na ekranie. W czasie totalnej konsternacji zadałem sobie jedno pytanie: czemu przez lata krzywdzono nas dodając lektora do każdego obcojęzycznego filmu? Tak skutecznie zagłuszającego ścieżkę dialogową. Pamiętam, gdy z mojej pierwszej szkole angielskiego w roku 1998, wypożyczyłem kasety VHS z filmami bez lektora i napisów. W sumie znane mi z tvp. Kosmos. Nowe przestrzenie. Głos aktorów, który niósł sens.
Film Joker stawa wiele pytań. A jakie postawił Tobie? (skoro już wydałeś/aś pln na wsparcie Holywood)
P.S. Ze względu na to, że film zawiera sceny brutalne, morderstw, nie polecam widzom niepełnoletnim. Dorosłym też nie. Zgodnie z zasadą, by unikać tego co ma choćby pozór zła. Niemniej film nie epatuje przemocą, porównując do innych produkcji zza wielkiej wody.